ARTYKUŁY

  klub
strona główna
aktualności
informacje
prasa
wydarzenia
wywiady
  liga
kadra
terminarz
mecze
tabela
  historia
kronika
resoviacy
1905...
Rzeszów
artykuły
  www
e-muzeum
foto
linki
kontakt
księga gości
forum

 













 

 

Wspomnienia Gerarda Górnickiego, bramkarza Resovii 1934 - 39


Gerard Górnicki jest wybitnym  Resoviakiem. Urodzony w 1920 r. w Strzyżowie nad Wisłokiem, w latach 1934–1939 bronił bramki w drużynie piłki nożnej Resovii. W czasie okupacji niemieckiej Gerard Górnicki był żołnierzem Armii Krajowej, a także nauczycielem w tajnym nauczaniu. Jest absolwentem Wydziału Prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim (1947 r.), obecnie mieszka w Poznaniu. W latach 1966–1975 pełnił funkcję prezesa poznańskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Prawnik, nauczyciel szkoły średniej, poeta i pisarz, autor m.in. opowiadań: „Sybirca”(1957 r.), ”Portret kota”(1961), „Spotkanie przed bramą do nieba”(1971), „Na śniegu widniała gwiazda”(1978) oraz powieści: „Powrót Stanleya Kozdry”(1963), „Spotkanie z rzymianką”(1966), „Ucieczka na obczyznę”( 1968), „Dom na Pacyfiku” (1969), „Dziewczyna Anh odchodzi” (1973), „Miasto króla”(1974), „Szukanie ocalenia”(1988), „Bitwa szalała do wieczora”(1984), „Matka śnieżna”(1989), „Dolina grzechów”(1993), „Mściwoj i Anna Maria”(1994) i innych. Po latach na spotkaniu z autorem w dniu 18.06.2004 r. w Strzyżowie, Gerard Górnicki tak wspominał swoją przygodę z Resovią: „Kwiat paproci - to bajeczny kwiat, który ma zakwitnąć raz w roku, ten kto go znajdzie, stanie się szczęśliwy. I tak było w roku 1937, kiedy my, piłkarze Resovii, zdobyliśmy mistrzostwo lwowskiej ligi okręgowej po rozgromieniu we Lwowie drużyny Sokół II 7:0, a po pierwszym meczu o wejście do I ligi w Rzeszowie, start wypadł znakomicie 8:0 z Unią Lublin, potem 5:0 z Reverą Stanisławów. Ale przyszły porażki i awansowała warszawska Polonia i wileński Śmigły. Były to nasze dalekie podróże, także nocą, na Wołyń. Miałem 17 lat, po meczach wracało się na ósmą godzinę do szkoły. Ze Lwowa, Tarnopola, Sambora, Stryja, Przemyśla i innych miast galicyjskich. Resovia była bliską krewną strzyżowskiej młodzieży, grali, chodzili do liceum, paradowali z dziewczynami – Józek Wróbel, Staszek Melko, Tadek Hogendorf, Emil Kotelnicki, więcej tajemnic zna Bronek Kołodziej „Czarny”.


Gerard Górnicki z okresu gry w Resovii stoi w środkowym rzędzie drugi od lewej Ostatni zjazd Sokoła w Strzyżowie, sierpień 1939 r. | źródło: Strzyżów wczoraj i dziś

W Strzyżowie mieszkali rodzice bramkarza Romka Saneckiego, ja byłem na początku jego zastępcą, zza bramki miałem wgląd na boisko i oceniałem Staszka Barana, Makusia Łącza, wszak reprezentantów Polski wyławiał u nas sam Kałuża. W drużynie grali licealiści, wojskowi, robotnicy, nauczyciele, od roku 1905, od powstania klubu. Mam piękną księgę pamiątkową wydaną na 70-lecie CWKS Resovii (1975), wiele wiadomości, anegdoty, postaci, wyniki różnych dyscyplin, bogato i sławnie. Wracam myślami do owego roku 1937, do fotografii i prasowych sprawozdań z zachwytami, wszak zdolności i charaktery, tatenty, spryt, upór, a gdy nogi biegają, główka musi pracować, refleks, intuicja i sam Pan Bóg wie co jeszcze ujawniają się na boisku, różne kombinacje, taktyki, przyjaźnie, wspomaganie, bez konfliktów i osobistych „zagrywek” – dają rezultaty na miarę olimpijskiego ładu, spokoju w sukcesach, bez łez w klęskach. A przecież w tamtych hojnych latach w klubie nie było ani trenera, ani niańki. Dochodziliśmy łatwo do takiej gry, kiedy ręce same układały się do oklasków i aplauzu. Oczywiście, że nasze strzyżowskie kluby – Sokół, Strzelec dawały szanse gdzieś dalej, a i Czarni Jasło nie skąpili rodzimych asów. Mam tylko jedną fotografię Resovii z owego roku 1937, z Jarosławia, bo tam grało Ognisko Jarosław, szliśmy tyralierą szeroką ulicą, elegancko ubrani, w krawatach, bez szkolnych mundurków, przecież zakaz grania w renomowanych klubach istniał, choć nauczyciele nasi patrzyli przez palce, podziwiali nas w grze, może mniej przy tablicy i mapie w klasie, ba, chodzili na mecze i dawali rozgrzeszenie, tak czynił ksiądz uczący religii. A przecież rygory obyczajowe działały, bez picia i palenia, co najwyżej z dziewczyną w maliny. Nie wiem, co w moim żywocie było decydujące, by się nie wstydzić grzechów, zapewne tamte lata okazały się ważne, a przecież ciężkie, wymagające siły, czego życzę młodzieży dzisiejszej, też zdolnej, szalonej i z wielkimi szansami…po ten kwiat paproci…”(G. Górnicki: Ze zbioru „Zielony mosteczek i inne tajemnice spowiedzi” , Poznań 2002, s. 30–31. Przedruk za zgodą G. Górnickiego).

dr Stanisław Zaborniak | 2007.01.03 Rzeszów

 

 













































































 

| ... do artykuły  |

 
© 2006 | resoviacy.pl  serwis informacyjny CWKS Resovia Rzeszów | design by