ARTYKUŁY

  klub
strona główna
aktualności
informacje
prasa
wydarzenia
wywiady
  liga
kadra
terminarz
mecze
tabela
  historia
kronika
resoviacy
1905...
Rzeszów
artykuły
  www
e-muzeum
foto
linki
kontakt
księga gości
forum

 













 

 

Premiera, czyli pierwszy mecz w II lidze


Już na dwie godziny przed meczem ok. 400 m od stadionu roznosiły się śpiewy: „Resovia ukochana ma drużyna”, „Resovia wygra mecz, ten ważny mecz” i okrzyki: „Hej, hej Re-so-via”, „Resovia do boju” itp. Echo niosło wśród rozbabranych przez budowę i deszcz ścieżek, którymi sunęli pojedynczy kibice. W niektórych miejscach ścieżkę zamieniono po kilkunastodniowych deszczach w grzęzawisko przykryte deskami. Tak szło się na II-ligowy stadion „Resovii” w dniu wielkiej premiery.
Na trybunie głównej- a właściwie jedynej, skulona cichutko w kącie siedziała garstka kibiców z Tych. W środku manifestowała już swą radość 200- osobowa grupa sympatyków „Resovii”. Z flagami, flachami, pełnym optymizmem. Znawca futbolu nazwałby ten optymizm „utopijnym”. Premierowy przeciwnik miał tzw. renomę. GKS Tychy, pechowy spadkowicz z ekstraklasy, wicemistrz kraju sprzed dwóch lat, drużyna Ogazy, Cerata, Deji była stuprocentowym faworytem.
Ale cofnijmy się trochę w czasie, bo wszystko należało zacząć od czerwcowego meczu „Cracovia” – „Resovia”, o którym spinano już chyba broszurę, a nie jest jeszcze pewne, czy z jego powodu rzeszowski klub nie wyda wkładki do wydrukowanej już z okazji 70-lecia monografii. Bo to było takie „rzeszowskie Wembley”. Niepokojące, piękne, remisowo wygrane.
Gdy rano zobaczyłem watahę kibiców rzeszowskich z flagami i zawartością flach w organizmie zdążającą do autokaru, patrzyłem na nich jak na wariatów. Tuż po Janie, a im chce się do tego Krakowa, w taki upał? Po co? Nie wierzyłem, mało kto wierzył, ba, sam prezes Słowik przyznał się szczerze, że też nie wierzył wtedy w ten remis w Krakowie. Oni wierzyli i oni górą.
Kilkanaście dni później na stadionie „Resovii” bawił Józef Laufer (sam przedstawił się: „Józek jestem”, to nie będę z niego robił Josefa). Nie sam oczywiście, były też Dana, Hana, Jana, zespół rzeszowskiej „Estrady”, kilku piłkarzy, kierownictwo drużyny i red. Julian Wodniak, który całość… Bilety po pół stówy. Opowiadam o tym lojalnie tym, którzy jej nie wydali, bo sam byłem za darmo, A więc działy się na tej imprezie rzeczy fajne: Erazm Buchelt odczytał coś tam z kroniki klubu (niezła dykcja, strój niedbały), odśpiewano piosenkę ułożoną przez szefa zespołu estradowego na cześć „Resovii” (nie mam zdania), wystąpił (autentycznie świetny) iluzjonista, który czarował, że grał w piłkę i to w „Resovii”, cały czas puszczano z taśmy fragmenty z krakowskiego meczu (coś okropnego!), wyprowadzono i pytano o różne rzeczy ośmiu piłkarzy. Z tych wywiadów zapamiętałem jedno: że wtedy, gdy tłum wrzeszczał w Krakowie na sędziego to „karny był, ale właściwie go nie było”.
A potem już szalał, bawił, śpiewał i prawił też „Resovii” uprzejme komplementy Józek Laufer (I liga, miejsce w europejskich pucharach) oraz jego divy. Publiczność miała na co popatrzeć, czego posłuchać, a miałaby jeszcze więcej, gdyby nie zaczęło kapać z chmurek na sprzęt Józkowego zespołu. Uprzejmie przeprosiwszy rozkazał więc Józek iść do domu. Taka była pierwsza premiera drugoligowej „Resovii” (to tak jak pierwsze początki), Chłopcy spisali się na estradzie dzielnie, wszystko cierpliwie znieśli, bez kontuzji i żółtych kartek. Istniała tylko poważna obawa, czy ten cały festiwal nie zaszkodzi chłopcom moralnie? Ale nie zaszkodził, młodzi są i nie psują się tak łatwo.
Teraz już trzeba zacząć poważnie.
Później nastąpił okres przygotowań dla drużyny i plotek po Rzeszowie. Skakała więc drużyna z obozu kilka razy na Słowację, grała z nie najlepszym szczęściem, ale była wokół niej cisza. Działo się za to w Rzeszowie. Kibice przenosili do „Resovii” coraz to nowych graczy. Gdyby słuchać plotek, to ta drużyna, która przygotowywała się do drugiej premiery- tej na poważnie- nie miałaby prawa zagrać, no… może bramkarz Chruściński.
Drugim problemem był stadion. Grać na „Stali”, czy u siebie? Chciano na „Stali”, ale ta w końcu nie zgodziła się na 5 treningów resoviaków miesięcznie na swojej płycie głównej i sprawa upadła. I nie ma co z tego robić sprawy, bo prezes „Resovii” E. Słowik powiedział, że gdyby rządził w „Stali”, też by na taki numer nie poszedł. Tak to po deskach z jednej strony, po żużlu posypanym żółciutkim piaskiem z drugiej, ciągnęły tłumy na premierę II ligi „Resovii”
Na stadionie panował porządek. Strzegło go bądź, co bądź 30 porządkowych, 30 milicjantów i 30 żołnierzy. Dwie godziny przed meczem funkcjonowała gastronomia. Sporo gatunków wód do popicia, słoneczniki, ciastka, kiełbaski, papierosy. Prezes słowik prezesował przy trybunie honorowej. Witał gości, sadzał, zapewniał, pocił się, wzdychał i rządził. Oto próbka tego ostatniego:
- Panie prezesie, powiesić flagę państwową?
- Jasne, że powiesić.
I druga:
- Panie prezesie, co robić? Gość z drugim i kobita uparli się, że jak zapłacili 20 złotych, to muszą wejść na trybunę, a nam może zabraknąć miejsc dla tych z krawatami
- Jak się ktoś uprze, wpuszczać. W ogóle dorosłych wpuszczać. Smarkaczy możecie nie wpuszczać.
A nad stadionem nie słychać już było śpiewających grup kibiców, zaczęła pracę dysc-aparatura sprowadzona specjalnie… albo nie powiem skąd, bo nie wiadomo, czy zgodnie z przepisami. Dość, że obsługiwało ją dwóch mężczyzn i jedna łuczniczka z kołczanem.
Po piętnastej ludzie zaczęli gęstnieć na trybunie oraz została wykonana pierwsza przebieżka z flaga wokół stadionu. Atmosferę wyczekiwania mącili tylko lekkoatleci, którzy jakby nigdy nic odbywali trening skoków wzwyż (prawie stale strącali) oraz pchnięcia kulą. Trenowali tez na torach łucznicy, ale to tak nie raziło, bo za plecami.
Przed szesnastą miejsc na trybunie już nie było, Panowie spokojnie odkorkowali flachy i szło im całkiem sporo, tylko trochę się przy tym krzywili. Z wolna próby artystycznego, kulturalnego dopingu zaczęły przygłuszać dyskotekę. O szesnastej trzydzieści było poruszenie, bo wjechał autokar z piłkarzami „Resovii”. Biedacy ponoć pół nocy nie spali, bo w Brzozowie, gdzie skoszarowano ich przed meczem mieli młodzieżowe i dość rozbawione towarzystwo, Jak ich teraz przyjęto- nie wiem, twardo pilnowałem swojego miejsca pod dachem.
A tłum walił już teraz na stadion masowo, coraz gęściej robiło się na wale otaczającym całe boisko. Kilku wyrostków wylazło nawet na podejście do znicza, później te luksusowe miejsca zostały zajęte przez starszych wyrostków, silniejszych od poprzednich. O siedemnastej wjechał autokar z GKS Tychy. Po stadionie przeszedł szmerek. Za chwilę trener Brożyniak GKS wyszedł sprawdzić stan nawierzchni boiska. Rozległy się krzyki: „Brożyniak oddaj buty”, „Brożyniak gdzie twój dom”, a także „Brożyniak fuj”.
O godzinie siedemnastej piętnaście wjechał na bieżnię Fiat z napisem PR i TV, co wielu zdziwiło. Wyszedł z niego młody człowiek, który kłaniając się wciąż i machając komuś rozkładał i montował sprzęt. I od razu było widać, ze to będzie radio, a nie telewizja, na czym się wielu zawiodło.
Kilka minut przed meczem występował spiker. Stał trochę tyłem do widowni, więc trudno powiedzieć czy był uduchowiony. Mówił w każdym razie o długiej historii klubu, o tym, że należą się naszym chłopcom brawa i w ogóle, Potem szybciutko podał składy. Jego występ był krótki i poza brawami, o które prosił, nie wywarł specjalnego wrażenia.
Amok zaczął się, gdy wybiegły drużyny. Najpierw Tychy w białych strojach, za nimi „Resovia” w czerwonych. Sędziowie też witani byli entuzjastycznie- po prostu z prostej kalkulacji wyrobionej przecież widowni. Chłopcy stanęli na środku, a głos, zamiast spikera, zabrał prezes Słowik. Powitał w krótkich słowach, powiedział cos o „naszej kochanej Resovii”, pożyczył wszystkim dobrego widowiska i dostał olbrzymie brawa. Byłbym zapomniał- wręczył także dwa puchary. Dla drużyny za mecz w Krakowie i awans, oraz bramkarza Chruścińskiego za to, że w Krakowie grał jak lew. Oni wszyscy też otrzymali brawa i śpiewy.
Potem mecz. Pierwszą bramkę strzelili goście i długo cicho, A po przerwie strzeliła „Resovia” i do końca meczu stadion szalał. Chłopcy grali dobrze, „gryźli ziemię”, jak powiedziałby Tomaszewski (ten od bramki).
Po meczu jedna rzecz bardzo mi się spodobała: kibice utworzyli szpaler i brawami żegnali piłkarzy oraz sędziów. Różnie tam w czasie meczu było, ale teraz sędziom dano satysfakcję. Całkiem pijanych nie było. Moje oko zanotowało tylko jedną wymianę razów i kopniaków, w mig zlikwidowaną przez milicję.
Temperatura była na stadionie gorąca, wcale nie wstrzemięźliwa, ale bez ekscesów. W sprawozdaniach dziennikarze, którzy się znają, uzgodnili, że widzów było 8 tysięcy. Tak to, w familijnej wręcz atmosferze upłynęła rzeszowska premiera.

Janusz Klich | Rzeszów 1977

 

 




































































































 

| ... do artykuły  |

 
© 2006 | resoviacy.pl  serwis informacyjny CWKS Resovia Rzeszów | design by