- Przed wojną grało się za darmo, w butach, z których czasem
wystawały gwoździe – wspomina Tadeusz Hogendorf. W latach 30. był gwiazdą
piłkarskiej drużyny Resovii.
We wrześniu tego roku otrzymał tytuł honorowego obywatela Rzeszowa.
Urodził się 19 grudnia 1918 roku. Jak z dumą podkreśla, jest rodowitym
rzeszowianinem. - Mój dom rodzinny stał przy
ul. Kordeckiego 20, w miejscu wyburzonego niedawno hotelu. Dom był duży i razem
z nami mieszkało kilka innych rodzin. Mieliśmy ogród o powierzchni 1 hektara.
Obok domu ojciec prowadził zakład odlewniczy.
Drużyna Resovii z sezonu
1936/37, Mistrzowie Lwowskiej Ligi Okręgowej. Tadeusz Hogendorf z numerem 6 |
źródło: T.Hogendorf
Pierwsze futbolowe potyczki toczył z rówieśnikami na szkolnych
boiskach I i II gimnazjum. – Zachodził do nas
czasami pan Wiktor Janoszek. Był kapitanem w 17. pułku piechoty, a jednocześnie
działaczem Resovii i miłośnikiem piłki nożnej. Przyjrzał się mojej grze i
spytał, czy nie chciałbym spróbować swoich sił w Resovii. Nie posiadałem się z
radości...
Zaczynał w juniorach, ale szybko awansował do drużyny seniorów. Wkrótce szeregi
Resovii zasilił też Stanisław Baran, późniejszy reprezentant Polski. Ta dwójka
wsparta Józefem Wróblem tworzyła niezapomniany atak Resovii. Kibice ułożyli
nawet rymowankę: „Gdzie te Wróble, gdzie Barany, gdzie Hogendorf okrzyczany”.
Dziedzicowa piecze koguty
W sezonie 1936/1937 Resovia miała „pakę” jak nigdy. Z Unią Lublin potrafiła
wygrać 8-0. Pojawiła się realna szansa awansu do I ligi. Ale przy okazji wyjazdu
do Lublina Hogendorf z Baranem na kilka dni... przepadli jak kamień w wodę.
– Przebywaliśmy w dworku przed Lublinem
– opowiada. – Mieszkała w nim pani dziedzicowa
oraz jej dwie młode i ładne córki. Dziedzicowa przyjmowała nas po królewsku:
piekła koguty, ciasta, podawała winko, w ziemiankach chłodziło się mleko... A
dziewczyny przygrywały na pianinie.
Tymczasem zbliżał się ważny mecz Resovii z Rewerą Stanisławów. Kibice i
działacze „pasiaków” rwali sobie włosy z głów: jak tu grać bez dwóch najlepszych
zawodników? Wreszcie gruchnęła wieść: jadą! –
Nie mieliśmy już pieniędzy na kolej, więc do Rzeszowa wracaliśmy na rowerach. Na
mecz zdążyliśmy, ale po przejechaniu 150 kilometrów nie bardzo były już siły do
gry. Z Rewerą tylko zremisowaliśmy i ostatecznie eliminacje w naszej grupie
przegraliśmy jednym punktem.
Do historii przeszedł też mecz Resovii w Janowej Dolinie.
– Kibice obrzucali nas tam kamieniami, a sędzia
był przekupiony. Przegraliśmy 1-2, obie bramki tracąc po rzutach karnych. To
była parodia sportu. Jeden karny powtarzany był trzy razy – tak długo, aż
zawodnik gospodarzy trafił do siatki.
Gwoździe w butach
W latach 30. stadion Resovii mieścił się przy ul. Krakowskiej. Dzisiaj w tym
miejscu znajduje się jednostka wojskowa. Mecze biało – czerwonych cieszyły się
dużą popularnością. Na kameralny stadion przychodziło po dwa, trzy tysiące osób.
– Na stadionie długo nie było trybuny i kibice musieli stać – opowiada
nestor rzeszowskiej piłki. – Pamiętam, że
bilety kosztowały złotówkę. Po jakimś czasie, kiedy wybudowano już trybunę,
siadywała na niej głownie elita: lekarze, adwokaci, handlowcy.
W tamtych czasach piłkarze nie dostawali pieniędzy za grę.
– Na mecze wyjazdowe podróżowaliśmy za pieniądze lokalnych kupców. Buty i
koszulki szyli nam szewcy. Korki do butów przybijano gwoździami. Trzeba było
uważać, żeby nie zranić nogi. Kiedy patrzę na to, jaki sprzęt dziś mają
piłkarze, zastanawiam się, jak ja bym w czymś takim grał...
Resovia, choć nie za bogata, starała się jednak doceniać swoich piłkarzy.
– Na „Paniadze” była cukiernia „Esplanada” – wspomina.
– Serwowano tam ciasta, torty, lody. Jako
zawodnicy Resovii wszystkie te wiktuały dostawaliśmy gratis – płacił klub. Za
darmo jedliśmy też obiady w restauracji Inglota, na placu Wolności.
Piłkarze byli także hołubieni przez kibiców. –
Bywało, że zapraszali nas do nocnych lokali na drinka. Takie lokale istniały
między innymi przy ul. Zygmuntowskiej i w rejonie ul. Targowej. Słuchano w nich
muzyki, tańczono z fordanserkami.
Wyśmienite występy w Resovii sprawiły, że Tadeuszem Hogendorfem zaczęły
interesować się możne polskie kluby. Trafił do I-ligowej Warszawianki.
Rozwijającą się karierę przerwał wybuch wojny. Powrócił więc do Rzeszowa, a o
tym, jak potoczyły się jego dalsze losy opowie na naszych łamach już niebawem.
23 września 2008 Tadeusz Hogendorf otrzymał tytuł honorowego obywatela
miasta Rzeszowa. Pierwsze takie tytuły nadawano w okresie galicyjskim. Zwyczaj
ten kontynuowano w niepodległym państwie. Wśród uhonorowanych są m. in. Jan
Paweł II, Józef Piłsudski, Józef Szajna i Wojciech Killar
|