|
2008.06.23 | Pech i brak skuteczności
|
Eksperyment
z piłkarzami ściągniętymi z przeróżnych zakątków Polski nie powiódł się -
Resovia nie wzniosła się ponad przeciętność i w następnym sezonie zagra klasę
niżej. Nowym trenerom udało się poprawić grę w defensywie, zawiedli ci, którzy
mieli strzelać gole.
Na półmetku sezonu Resovia przeżyła kadrową rewolucję. Zmienił się cały sztab
trenerski, siedmiu zawodników odeszło, dziesięciu przyszło. Wśród nich piłkarze
z doświadczeniem pierwszo i drugoligowym: Jarosław Piątkowski, Jarosław Białek i
Marek Kusiak. Ptasiego mleka drużynie nie brakowało. Dwa zgrupowania, sprzęt,
odżywki, godziwe pieniądze z tytułu kontraktów i premii za zwycięskie mecze -
trenerzy Tomasz Tułacz i Bogusław Pacanowski na komfort pracy narzekać nie
mogli. Kibice i działacze oczyma wyobraźni widzieli Resovię wielką. Po raz
pierwszy zorganizowano w hali ROSiR uroczystą prezentację zespołu połączoną z
przeglądem kadr. Balon oczekiwań urósł do niebotycznych rozmiarów. Trenerzy
martwili się, czy piłkarze poradzą sobie z presją. Ich wątpliwości okazały się
uzasadnione.
Z piłkarzy sprowadzonych nie zawiedli Marek Kusiak, Piotr Szkolnik, Mirosław
Baran, Jarosław Piątkowski i, mimo wszystko, Jarosław Białek. Ale nawet oni
miewali niepokojące wahania formy. Resovia zapłaciła wysoką cenę za brak
napastników z prawdziwego zdarzenia. Swoje zrobiła plaga kontuzji, jaka spadła
na zespół równo z inauguracją rundy. Bywały mecze, w których Tomasz Tułacz miał
do dyspozycji 14 zawodników poza bramkarzami.
Rzeszowianom do pełni szczęścia zabrakło zaledwie 3 punktów. Inaczej mówiąc -
zwycięstwa nad Sandecją. Na własnym boisku resoviacy nie dali się pokonać, dużo
gorzej szło im poza domem. W całej rundzie sprawili tylko jedną miłą
niespodziankę - była nią wygrana w Stróżach z Kolejarzem. Chyba najlepszy mecz
biało-czerwoni rozegrali w Wieliczce. Okazji mieli multum, nie wykorzystali
żadnej i przegrali 0-1.
Z roku na rok ubywa Resovii wychowanków. Będzie jeszcze gorzej. Juniorzy
pierwszy raz od niepamiętnych czasów spadli z I ligi, a to przecież bezpośrednie
zaplecze pierwszej drużyny. Działacze chcą wprawdzie reaktywować zespół rezerw,
jednak ilu zawodników z B klasy nadawać się będzie do gry w IV lidze?
Problemów do rozwiązania szefostwo klubu ma pod dostatkiem. Ważne, by z lekcji
wyciągnąć wnioski, nie obrażać się na dziennikarzy, tylko zakasać rękawy i
stworzyć plan, który pomoże drużynie wyjść na prostą. Wszak Resovia zbyt długo
pozostaje na marginesie prawdziwej piłki.
|
Tomasz Szeliga | Dziennik Polski |
Aleksander
Bentkowski (prezes CWKS Resovia):
- Jestem bardzo rozczarowany, iż drużyna - mimo, że stworzyliśmy jej
optymalne warunki do pracy - nie potrafiła zrealizować celu. Zostajemy w
trzeciej lidze, ale, de facto, grać będziemy niżej i dlatego piłkarze zarabiać
będą mniej. Dwóch - trzech najlepiej opłacanych ma zresztą propozycje z lepszych
klubów i prawdopodobnie odejdą. Jak widać, postawiliśmy na właściwych ludzi.
Skoro chcą ich zespoły z wyższych lig, to chyba prezentują dobry poziom. Z
Resovią im się nie udało, może zabrakło zgrania, a może czegoś innego?
Nie czas na wskazywanie winnych. Prawda jest taka, że ani jesienią, ani wiosną
nie obejrzałem na naszym boisku ciekawego meczu. Muszę jednak przyznać, iż w
rundzie rewanżowej pech nie opuszczał drużyny. Ze składu wypadli Michał Bogacz i
Konrad Domoń, wielu innych zawodników borykało się z kontuzjami. Nie chcę
jednak, by to brzmiało jak usprawiedliwienie. Byliśmy na tyle mocni kadrowo, że
i bez tych zawodników powinniśmy zająć ósme miejsce.
Gdybym mógł cofnąć czas, postąpiłbym dokładnie tak samo. Zmienił trenerów i
sprowadził nowych piłkarzy. Trener Maciej Huzarski skupiał się na taktyce i
kondycji zespołu. Tomasz Tułacz uczył tych chłopaków gry w piłkę. Na tym polega
różnica między nimi. Poza tym runda jesienna zawsze jest dużo łatwiejsza od
wiosennej. Zdobyliśmy wtedy za mało punktów, na dodatek mieliśmy fatalny
stosunek bramek.
Słaba postawa naszych juniorów powodem do chluby nie jest, ale nie czyniłbym z
tego tragedii. Trafiliśmy po prostu na grupę młodzieży nie zainteresowanych
piłką. Młodsze roczniki są dużo bardziej obiecujące. W sekcji młodzieżowej
pracują ludzie oddani sprawie. Finansowo też jest nieźle, więc wkrótce powinny
nadejść pierwsze owoce. |
Dziennik Polski, Tomasz Szeliga | 23.06.2008 |
|
|