PRASA

  klub
strona główna
aktualności
informacje
prasa
wydarzenia
wywiady
  liga
kadra
terminarz
mecze
tabela
  historia
kronika
resoviacy
1905...
Rzeszów
artykuły
  www
e-muzeum
foto
linki
kontakt
księga gości
forum

 


















 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2017.06.02 | Jak Resovia do ligi wchodziła

Piłkarze Resovii długo pozostawali w cieniu siatkarzy i koszykarzy. Latem 1977 roku to się zmieniło.
Bez tego awansu nie byłoby późniejszych ligowców i reprezentantów Polski: Jacka Bąka, Wieśka Ciska i paru innych zdolnych chłopaków – podkreślają bohaterowie najbardziej dramatycznego meczu w nowożytnej historii Resovii. 40 lat temu zremisowali pod Wawelem z Cracovią, wprowadzając najstarszy rzeszowski klub do bardzo mocnej wówczas II ligi.
Gdy piłkarze Resovii bezskutecznie, co rok, próbowali sforsować bramę z napisem „druga liga”, siatkarze i koszykarze tego klubu mogli się już pochwalić tytułami mistrzów Polski. Aż nadszedł czerwiec 1977 roku, wyjątkowa – jak się okaże w przyszłości – data w historii piłkarskiej sekcji. W redakcji Super Nowości gościliśmy trzech bohaterów tamtych wydarzeń. Każdy z nich inaczej zapamiętał spotkanie z Cracovią.
- Niewiele mieliśmy sytuacji, ja próbowałem przerzucić piłkę nad bramkarzem, ale się nie udało. Walczyliśmy jak lwy, sentymentów nie było, choć grałem przeciwko kilku swoim dawnym kolegom z Unii Tarnów. Z uwagi na tor kolarski okalający boisko ciężko było grać na czas. Co wybiliśmy piłkę, to ta wracała. Pierwsze i ostatnie minuty to było oblężenie naszej bramki, ale jakoś przetrwaliśmy. My płakaliśmy ze szczęścia, moi tarnowscy kumple z rozpaczy – wspomina Jerzy Bogdanowicz.
25 tysięcy ludzi na trybunach, chóralne śpiewy, mnóstwo kibiców z Rzeszowa z flagami. W takiej atmosferze wcześniej nie graliśmy i, co tu kryć, początkowo trzęsły nam się nogi. Sytuacja była jasna: Cracovia musiała zwyciężyć, nam do awansu wystarczał remis. W pierwszej rundzie u siebie przegraliśmy z „Pasami”. Mój teść stwierdził wtedy: chłopcze, współczuję. Spotkały cię dwie tragedie: przegraliście z Cracovią i urodziła ci się córka, a nie syn – śmieje się Stanisław Urban.
Na głównego aktora krakowskiego dreszczowca wyrósł Henryk Chruściński, który bronił jak w transie, doprowadzając miejscowych kibiców do łez. Pięknie to odmalował Krzysztof Bazylow w „Przeglądzie Sportowym”: „Jeszcze jeden gigantyczny zryw. Znowu rzut rożny, zamieszanie i któryś z krakowian mocno uderza głową piłkę, kierując ją tuż obok lewego słupka do bramki. Widownia zrywa się. Trwa to ułamek sekundy, z gardeł wyrywa się okrzyk Jeeeeest!! Chruściński nie ma żadnej szansy, strzał z bliska, mocny, a poza tym oddany w dużym tłoku. Tej piłki nie można nawet dobrze zobaczyć, chyba, że w siatce. Ale w tym ułamku sekundy kibice widzą coś jeszcze, czemu praktycznie nie można uwierzyć. Bramkarz gości – właściwie nie mający prawa nawet drgnąć – jednak interweniuje. Wykonuje powietrzną robinsonadę i… nie wybija piłki na rzut rożny, on ją łapie, po prostu łapie!! Na trybunach szok. Tuż za mną ktoś jęczy trzymając się za głowę. Boże, jak on to zrobił, przecież nie miał prawa, Boże, Boże!”.
-
Koledzy żartowali, że pomógł mi cios, jaki otrzymałem od rywala już w piątej minucie. Ale coś w tym było – przyznaje Henryk Chruściński. – Po odzyskaniu przytomności broniłem jak natchniony. Pamiętam jak sędzia Brunon Piotrowicz z Cieszyna nachylał się nade mną z wysuniętą dłonią i kazał liczyć palce. Panie, wariata ze mnie robisz. To nie ring – wypaliłem i wróciłem na boisko.
Zbigniew Maćkowiak, który dołączył do drużyny już w II lidze, pamięta wizytę w gabinecie lekarskim prof. Lesława Grzegorczyka, legendarnego działacza Resovii. –
Nagle profesor mówi: pokażę ci, jak Heniek dostał piłką w twarz i rzucił się na podłogę, z zapałem odgrywając boiskową scenę z Krakowa. Rozglądam się niepewnie na boki, poczekalnia pełna ludzi, ale pan Grzegorczyk to był kibic z krwi i kości. Resovia była dla niego najważniejsza – cmoka z uznaniem Maćkowiak.
Gdyby Chruściński miał słabszy charakter, różnie mogło być z tym decydującym meczem. –
Przygotowywaliśmy się na zgrupowaniu w Bukownie, gdzie pojawili się przedstawiciele Cracovii. Podchodzili, składali propozycje, ale nie ze mną takie numery! – podkreśla wychowanek Resovii. – To była moja czwarta próba awansu do drugiej ligi i chyba ostatnia. Kolejnego niepowodzenia nie zdzierżyłbym – zarzeka się.
Kluby, nawet te dużo poważniejsze od Resovii, nie zawsze doceniają swoich wychowanków. Główną nagrodą za awans do II ligi były talony na małego fiata. Dostali wszyscy, oprócz Chruścińskiego. Bohater wiktorii sprzed 40 lat nie chce wracać do tematu, ale naciskamy i w końcu zgadza się opowiedzieć, jak było. –
Byłem rozżalony, pomyślałem: ja wam wszystkim pokażę. Zebrałem swoje oszczędności, resztę pożyczyłem od rodziny, kumpla z zespołu i kupiłem jugosłowiańską zastavę. Mało kto zna tę historię, do dziś ludzie myślą, że to Resovia uhonorowała mnie taką „bryką”. – Chruściński uśmiecha się znacząco. Pamiątki po słynnym meczu nie widać, ale faktem jest, iż bramkarz Resovii, udzielając na gorąco wywiadu redaktorowi Andrzejowi Szelągowi, został trafiony butelką przez rozzłoszczonego kibica Cracovii, doznając uszczerbku na „jedynce”.
Jak resoviacy świętowali sukces? Pierwszy przystanek zrobili w tradycyjnym miejscu: pod Rogaczem w Brzesku – tam strzeliły korki od szampana. Coś mocniejszego wypili w słynnym Piekiełku w Hotelu Rzeszów, towarzystwo zabawiał m.in. czeski piosenkarz i wodzirej Josef Laufer. –
Trzy dni żony nas szukały – puszczają oko starsi dziś panowie.
Na pierwszy mecz Resovii ze spadkowiczem GKS-em Tychy przyszło 8 tysięcy ludzi. Trenera gości Aleksandra Brożyniaka przywitano okrzykami: „
Oddaj buty” i „Brożyniak fuj”. Jak donosił obecny na trybunach dziennikarz Janusz Klich, porządku na stadionie strzegło 30 porządkowych, 30 milicjantów i 30 żołnierzy. Kibice byli zadowoleni, beniaminek zremisował 1-1 po trafieniu Mariana Szaramy. Następnie były zwycięstwa nad Wisłoką Dębica, BKS-em Bielsko-Biała i Siarką Tarnobrzeg oraz wyjazdowe porażki z GKS-em Katowice i Górnikiem Wałbrzych. – Utrzymywaliśmy się w czołówce, co było nie lada sztuką, bo wtedy w drugiej lidze takich jak my totalnych nowicjuszy się nie spotykało. W końcu przyszedł jednak kryzys i zimą zmieniono trenera. Witolda Szygułę zastąpił Jacek Machciński – przypomina Bogdanowicz.
Trenerzy. Zasłużyli, by w tej opowieści poświęcić im kilka akapitów. Szyguła wprowadził Resovię do II ligi, mając 37 lat. To była jego pierwsza samodzielna praca. –
Wielki chłop, były bramkarz reprezentacji i śląskich klubów. Miał posłuch. Jak ryknął, to w szatni zapadała cisza – zaznacza Chruściński.
Ryszard Latawiec, asystent Szyguły, przez wiele lat bronił resoviackich barw. –
Był świetnym organizatorem i spokojnym, mądrym facetem. Potrafił łagodzić napięcia, często sprawdzał się w charakterze rozjemcy – mówi Stanisław Urban. Jednak Resovię na wyższy poziom wprowadził ten trzeci, czyli Machciński. Zanim trafił do rzeszowskiego klubu, pracował z sukcesami w Widzewie i Łódzkim Klubie Sportowym. – Zmienił zajęcia. Już nie biegaliśmy do upadłego, lecz klepaliśmy piłeczkę. „Dziadek” i co jakiś czas 100 m na pełnym gazie – wspomina Urban.
- Gdy grałem w Unii, na mecze jechało się w tym samym dniu. A w Resovii profesjonalizm: na mecz podróżowało się wcześniej, wszyscy jedzą to samo, sauna, masaż, odpoczynek – kiwa głową z uznaniem Bogdanowicz. – W dużym stopniu to zasługa Machcińskiego. To był wizjoner z autorytetem – dodaje Maćkowiak.
Co dziś porabiają autorzy sukcesu sprzed 40 lat? Stanisław Urban, Ryszard Latawiec i Jerzy Daniło przebywają w USA. Adam Sochacki i Bogdan Siorek wyemigrowali do Austrii, a Sergiusz Siekieryn do Niemiec. Marian Szarama mieszka w Ostrołęce, Franciszek Gryla wyjechał na Śląsk, a los Romana Jurasza nie jest znany. W Rzeszowie pozostali: Jerzy Bogdanowicz, Józef Janicki, Zbigniew Trzyna, Adam Pielach, Stanisław Róg, Henryk Chruściński i Marek Grzyb. Trener Witold Szyguła oraz trzech piłkarzy: Ignacy Lewandowski, Wiesław Kucaj i Janusz Szarek – nie żyją.
Przy okazji warto przypomnieć też nazwiska pracowników klubu z tamtego okresu. Prezesem Resovii był Edward Słowik, kierownikiem sekcji Emil Kotelnicki, kierownikiem technicznym Józef Poleski, kierownikiem drużyny Józef Jodłowski, lekarzem Eugeniusz Dąbrowski.

Tomasz Szeliga (Super Nowości)

 













































































































 

| ... do prasa |

 
© 2006 | resoviacy.pl  serwis informacyjny CWKS Resovia Rzeszów | design by