-
Najgorsza w całej lidze - tak o płycie boiska przy ul. Wyspiańskiego
mówią rywale Resovii. A przecież kilka miesięcy temu właściciel obiektu
Uniwersytet Rzeszowski zapłacił niemałe pieniądze za renowację murawy.
W środę grano w Boguchwale, Mielcu, Nowej Sarzynie, a nawet Zaczerniu. Świetnie
zapowiadającego się meczu Resovii ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki nie było, bo
dwudniowe, wcale nie najmocniejsze, opady deszczu zamieniły boisko w wielkie
jezioro. Nie pierwszy raz. Na inaugurację sezonu, podczas spotkania z OKS
Olsztyn, kałuże były jednak mniejsze i sędzia pozwolił grać. - Nie wiemy,
dlaczego drenaż nie spełnia swojego zadania. Być może wykonawca robót popełnił
błąd. Po powrocie prezesa Aleksandra Bentkowskiego z urlopu (przebywa za
granicą na nartach - red.) udamy się na spotkanie z przedstawicielami
Uniwersytetu Rzeszowskiego. Problem jest i trzeba go rozwiązać. Przecież w marcu
i kwietniu pogoda też bywa kapryśna - mówi prezes piłkarskiej sekcji
Resovii Adam Sadecki.
Resovia miała szczęście, że sędzia Paweł Płoskonka z Tarnowa i delegat PZPN
Krzysztof Karaś z Siedlec nie wnioskowali o ukaranie jej za zaniedbania przy
organizacji meczu. - Różnie mogło być, choć pamiętajmy, że robiliśmy
wszystko, by grać. Od wtorku zbieraliśmy wodę z boiska. Tyle, że przy
nieustannie padającym deszczu to była syzyfowa praca - podkreślał Sadecki.
CWKS Resovia przez jakiś czas żyła z władzami Uniwersytetu Rzeszowskiego jak
pies z kotem. Potem nastąpiło ocieplenie stosunków, ale sprawa głównej płyty
boiska znów może się stać kością niezgody. I nie chodzi tylko o nieszczęsny,
wadliwy system udrażniania, bo Uniwersytet o murawę - choć to część umowy z
klubem - po prostu nie dba. Albo robi to w sposób niewystarczający. Jesienią
spustoszenia sieją dwudniowe opady deszczu, latem jest problem z podlewaniem
trawy. Organizacja zajęć też szwankuje. - W czasie, gdy my trenujemy, robią
to także oszczepnicy. Niebezpieczne narzędzia latają nam koło głów - mówią
piłkarze.
|