RZESZÓW

  klub
strona główna
aktualności
informacje
prasa
wydarzenia
wywiady
  liga
kadra
terminarz
mecze
tabela
  historia
kronika
resoviacy
1905...
Rzeszów
artykuły
  www
e-muzeum
foto
linki
kontakt
księga gości
forum





 

 

 

  O tym jak prowincjonalny Rzeszów do Ligi Państwowej  drogi szukał,
          ale nie znalazł


Janowa Dolina, 8 sierpnia 1937 r. Wydarzenia, które rozegrały się wtedy w zagubionej na Kresach małej wołyńskiej mieścinie zburzyły dokumentnie i na długi czas spokój mieszkańców prowincjonalnego Rzeszowa (ówczesna prasa z obowiązku niejako łączyła nazwę naszego miasta z przymiotnikiem „prowincjonalny”), odebrały spokojny sen dobre samopoczucie i w ogóle równowagę ducha. „Hiobowa wieść o klęsce Resovii- jak pisał „Telegram Sportowy”- przyjęta została najpierw ze zdziwieniem, potem z niedowierzaniem i wreszcie ze skrajną rozpaczą.”
Minęło 27 lat (artykuł z 1964 r.- przyp. resoviacy.pl) od tamtych wydarzeń. Fakty przemieszały się z anegdotą, wydarzenia z legendą sportową, ale mimo to „stara gwardia” resoviaków z wypiekami na twarzy wspomina dni chwały i jeden- właśnie ten z Janowej Doliny- dzień klęski swojej drużyny. Ze starych kronik „kochanej Resovii” spróbujmy więc odtworzyć przebieg wypadków.
Zaczęło się wczesną wiosną, gdzieś pod koniec marca, kiedy to do Rzeszowa przyjechały na rozpoznanie dwa krakowskie zespoły- Wawel i Zwierzyniecki, i oba poniosły z Resovią druzgocące klęski 5:1 i 8:1. Środkowa trójka. Środkowa trójka ataku gospodarzy: Baran, Wróbel, Hogendorf- zdobyła w tych meczach komplet 13 bramek. „Resovia będzie bardzo groźna”- pisała prasa sportowa przed wznowieniem rewanżowej rundy spotkań w mistrzostwach lwowskiej ligi okręgowej.
Jakoż i nie pomyliła się. 18 kwietnia rozpoczęły się mistrzowskie mecze. Pierwsze spotkanie i pierwsze zwycięstwo (5:2 nad silnym zespołem Ukrainy) było sygnałem, że w niedocenianym Rzeszowie znalazł się zespół zdolny zagrozić pretendentom do tytułu mistrzowskiego. W tydzień później doznaje klęski w meczu z Resovią lwowski RKS („Młodziutki Baran zaprezentował się jako talent najczystszej  wody, posiada już wszystko absolutnie, co dobry piłkarz posiadać powinien. Trzeba sobie tedy życzyć- pisał wspomniany już „Telegram”, ażeby otrzymał on należytą opiekę i wyrósł, tak jak na to zasługuje, na wielkiego gracza”.)
Seria sukcesów była coraz dłuższa. Rzeszowianie pokonali Lechię, rozgromili rezerwę Pogoni, wygrali w rewanżowym pojedynku z Ukrainą, wysoko pokonali drużynę Sokoła, do tego doszło kilka remisów, jedna zaledwie porażka i wreszcie „mając 2 punkty awantażu”, Resovia zdobyła mistrzowski tytuł, a równocześnie prawo uczestniczenia w eliminacjach o wejście do ligi państwowej.
„Prowincja górą!- pisała prasa. Mistrzem została Resovia- niespodziewanie i rewelacyjnie, ale bez zastrzeżeń, zasłużenie. Nie stało się wprawdzie zadość lokalnym ambicjom, że w bój o ligę poszła drużyna prowincjonalna, ale mimo wszystko nasze aspiracje skupiły się teraz dookoła beniaminka rzeszowskiego”.
A Rzeszów szalał ze swoimi piłkarzami. Nastroje te jeszcze bardziej podniecała prasa, rozpisując się na całych kolumnach o piłkarzach Resovii.
„Natchniona środkowa trójka ataku: groźny przebojowiec i strzelec Baran, doskonały „dribler”- Wróbel, świetny technik- Hogendorf...”, „Nieoczekiwana wielkość Resovii...”, „ Rzeszowiacy śmiało sięgnęli po berło mistrzowskie”- oto kilka próbek ówczesnych publikacji.
29 czerwca rozpoczęły się walki o awans. W grupie Resovii była Unia Lublin, Rewera Stanisławów i Strzelec Janowa Dolina. Na pierwszy ogień poszli wojskowi piłkarze z Lublina i na zajutrz po ich występie nad Wisłokiem czytano w gazetach: „ Unia została zgruchotana formalnie- jeśli wolno się tak wyrazić- w stosunku wykluczającym wszelką dyskusję 8:0!” Dodajmy do tego od siebie, że „natchniona środkowa trójka” zdobyła w tym meczu 7 bramek (Hogendorf 3, Wróbel i Baran po 2, ósmą strzelił Wieder). „Zawody zgromadziły w prowincjonalnym Rzeszowie rekordową ilość publiczności w liczbie 2500 osób. Na podkreślenie zasługuje po dżentelmeńsku i fair przez cały czas prowadzona gra, co w zawodach o mistrzostwo jest zjawiskiem niezwykle rzadkim”. Święta racja- dopiszmy na marginesie...
11 lipca- drugi wielki sukces. Resovia gromi Rewerę na jej boisku 5:0! Sensacyjny przebieg zawodów- mecz przerwany w 70 minucie, publiczność wkracza na boisko, sędzia omalże nie zostaje zlinczowany... Baran- 3 bramki, Hogendorf- 1 i jedna samobójcza.
„Znieśli Unię, rozgromili Rewerę, kolej na Strzelca...” O Resovii piszą teraz wszyscy. Krzykliwe sprawozdania, buńczuczne komentarze lokalnej prasy, felietony, ba- całe opowiadania.
Nie wytrzymał tej dawki sam kapitan związkowy PZPN, słynny internacjonał Cracovii, z lat dwudziestych- Henryk Kałuża i przyjechał do Rzeszowa na mecz ze Strzelcem. „Wobec ogólnego upadku poziomu piłkarstwa- skarżył się Kałuża dziennikarzom- zmuszony jestem szukać nowych zawodników do reprezentacji. Z graczy prowincjonalnych wchodzą w rachubę Baran i Hogendorf z Resovii.”
Niestety Kałuża nie był zachwycony poziomem spotkania. Zamiast ogólnie przewidywanej wysokiej victorii, gospodarze z trudem i raczej szczęśliwie wygrali 2:1, strzelając decydującą bramkę w ostatnich minutach meczu. Wyraźnie zdegustowany Kałuża tak mówił o postawie gospodarzy: „System Resovii uważam stanowczo za niedobry i zły. Skrzydła nie stoją na swojej pozycji, a trójka środkowa gra w zbyt bliskim dystansie. Możliwe, że czasami tak grać jest dobrze, ale na ogół system ten zawodzi...”
Nic dodać, nic ująć. Po blisko 30 latach skrzydła Resovii też „nie stoją na swojej pozycji, trójka środkowa gra w zbyt bliskim dystansie”. W ogóle wypowiedzi Kałuży zdumiewają dzisiejszego czytelnika trafnością obserwacji: „Pobyt w lidze państwowej- mówił największy strateg polskiego futbolu – nie jest usłany różami. Trzeba bowiem stworzyć budżet wydatków i dochodów , ponadto nasuną się jeszcze inne trudności. Rzeszów wraz z okolicą dostarczyć musi stałą publiczność meczową. A trzeba wiedzieć, że w razie niepowodzenia publiczność odwraca się od swych faworytów, zapominając o dawnych powodzeniach i tym samym przestaje ich popierać.” Zaiste prorocze słowa. Jak ulał pasują do rzeszowskiej Stali...
Ciężko wywalczone zwycięstwo nad Strzelcem zakończyło, niestety serię sukcesów Resovii. W tydzień później drużyna doznała porażki w Lublinie 1:4 (1:0); dwa rzuty karne dla gospodarzy, nieuznana bramka Barana przy stanie 1:0, w ogóle dużo sprzecznych opinii i ogólny niesmak. Gorzej, bo w rewanżu z Rewerą „natchniona trójka” znów zagrała słabiej i dopiero w dramatycznej końcówce ze stanu 1:3 dla gości wyciągnęła na remis 3:3. Tak więc w nienajlepszych nastrojach, ale w roli faworyta wyjechała Resovia na decydujące zawody do Janowej Doliny.
To był dopiero mecz. „Od momentu przyjazdu Resovii już do Kostopola różni wysłannicy KS Strzelec otwarcie grozili, że temu złamią nogę, innemu rękę, ten zaś nie wyjedzie z Janowej Doliny cały itd.”- notuje kronikarz. Rzeczywiście kibice Strzelca nie rzucali słów na wiatr i wszystko zostało starannie zaplanowane. „Na meczu działy się dantejskie sceny, nie notowane dotąd w kronikach. Sędzia kapitan Dziewulas z Łucka przedłużył pierwsza część gry o 4 minuty i podyktował w tym czasie rzut karny przeciwko Resovii. Rozognienie umysłów- cały czas cytujemy za prasą sportową- przybierało formę niespotykaną nawet na arenach hiszpańskich. Przy każdej decyzji sędziego na niekorzyść Strzelca padały okrzyki: „Jak nie wisiałeś dotąd, to będziesz wisiał w Janowej Dolinie.”
W tym samym dniu „hiobowa wieść o klęsce Resovii w Janowej Dolinie” dotarła do Rzeszowa. Później nadeszły dalsze szczegóły. Krańcowo sfanatyzowani kibice strzelca urządzili po meczu prawdziwe polowanie na zawodników przyjezdnej drużyny. „W czasie, gdy Resovia wychodziła z boiska została ona otoczona przez publiczność. Posypały się szturchańce, kopniaki, uderzenia laskami, a wreszcie gdy piłkarze w obawie o własne życie zmuszeni zostali do ucieczki posypał się grad kamieni, rozszalały zaś tłum rzucił się w pogoń.” Dziennikarz odnotował również taką ciekawostkę, że „w momencie kiedy bito drużynę Rzeszowa, nikt z mieszkańców Janowej doliny nie stanął w jej obronie, a nawet kobiety rzucały kamieniami. Gracze Resovii- Baran, Hogendorf i Malczewski, którzy resztkami sił dobiegli do lokalu Związku Rezerwistów, gdzie znaleźli schronienie, na progu stracili przytomność. Po dość długim czasie zjawiła się też policja. Podkreślamy znamienny fakt, że posterunkowy P.P., pełniący służbę stanął po stronie publiczności.”
I tak zakończyła się epopeja Resovii. PZPN zdyskwalifikował wprawdzie trzech zawodników Strzelca, zamknął boisko w Janowej Dolinie na trzy miesiące, udzielił nagany zarządowi, ale wynik zatwierdził i to przesądziło, że mistrzostwo grupy zdobyła Unia Lublin. Nie odegrała ona zresztą większej roli w turnieju finałowym i o ligi nie weszła.
W Rzeszowie natomiast długo nie było spokoju. Do dziś zresztą przy wielu okazjach kibice rozprawiają na ten temat, pomstując na wszystko i wszystkich, a nie dostrzegając tak oczywistych faktów, że „trójka środkowa dalej gra w zbyt bliskim dystansie”, „skrzydła nie stoją na swoim miejscu” i że w ogóle droga do ligi „nie jest usłana różami...”

J. Filipowicz - Nowiny (304) | 1964 r.

 

 



























































































































 

| ... do Rzeszów |

 
© 2006 | resoviacy.pl  serwis informacyjny CWKS Resovia Rzeszów | design by