Czołem,
społem, niebawem! Kto to wymyślił? Reklamą czegoś to raczej nie było, ale gadali
tak do siebie, może odpowiadali na pytanie, czy idziesz w niedzielę na "Maltę"?
Kiedy rzeszowska klasa pracująca odwaliła tygodniówkę, w niedzielne dopołudnie
zaliczyła farny czy bernardyny, po jakimś tam obiedzie ruszała na "Bajorko", na
ukochaną Resovię.
Główne wejście na stadion było od ulicy Krakowskiej, boczne od zarośniętych
sadami drzewioków i niezbyt pachnącej rzeczki. Tam miała swoje siedlisko babka
B. Ci z odłożonymi zaskórniakami, trzymanymi przed żonami w portkowych
kondoniarkach, szli na stadion właśnie przez babkę, która trzymała trefną
gorzałkę. Babka B. była wyrocznią nie tylko, co do wyniku meczu i łamania w
kolanach czy krzyżu, ale także w sprawach pokątnego biznesu, tego lombardowego.
Jeden z ostatnich klimatycznych domów na Psiarnisku.
Przez lata mieszkał w nim Janusz, były piłkarz ręczny Wybrzeża Gdańsk.
Nad drzwiami wejściowymi od zawsze zatknięta była flaga rzeszowskich "Pasiaków"
foto: resoviacy.pl
W Staromieściu kole cmyntorza mieszkał mój zimny wujek Stefan
W. Niby miał nogę, a niby nie miał. Jeździł na masywnej, bambusowej ladze,
okutej dołem grubą blachą. Miał także drugą laskę, bardziej elegancką, do
specjalnych poruczeń. Tę pierwszą nazywał bojową. To był fest wujo! W cywilu coś
tam krawcował, ale z wojny została mu partzanckość. W Jugosławii znosił z gór
rannych partyzantów, z podobnymi zjeżdżał na lodze po linie kolejki na Kasprowy.
Przy tych strasznie odważnych opowieściach wuja Stefana samemu było się w
ciemnym lesie, najwyższych górach, czuło się na sobie kilka karabinów, do tego
maszynowych. Dorobił się wujo z żoną Julią dwóch synów Andrzeja i Staszka.
Jędrek był moich roków, razem mieliśmy jedna chrzestną, ciocię Dusię.
Wuj w niedzielne popołudnie prowadził naszą trójkę na mecz. Syna Jędrka, Tadka
Kwasa i mnie. Jako inwalida wojenno-partyzancki wchodził na bachę. Jakoś
przemycał i nas. Zawsze zahaczał o babkę B. Nam kazał czekać przed chałupą, a
sam szedł coś załatwić. Na zicher był umówiony z tymi zaśtrekowymi, którzy
mieszkali jeszcze wtedy tłumnie na Bajorku, Staroniwie Dolnej i Psiarnisku.
Kiedy wuj znikał za rozłożystymi bzami, Jędrek wyjaśniał - stary poszedł golnąć
jednego. Razu pewnego się wydarzyło, że babka osobiście zabrała nas do chałupy.
Była bezdzietną gdową i pewnikiem żal się jej zrobiło nas, na czekaniu. W
wielkiej kuchni gościna szła na całego.
- Smotrejcie, smotrejcie gówniorze na tych malciorzy! - Kibice siedzieli
grupkami przy dwóch stołach i głośno gadając, cicho przepijali. - Za to, ze wy,
osrołki, jeszcze nie pijecie, dom wom po racuchu. - Poczęstunek był twardy,
przypalony i słony. Babce pewnie było żal wyrzucić na pole to mecyje, więc
zrobiła dobry uczynek i poczęstowała gówniorzy. Już pierwszy kęs stanął nam w
gardle. Babka uważnie nam się przypatrywała. - Cosik mi się te placki nie udały.
Pewnie zapomniałam dać drożdżów. Oddejcie to! - zarządziła. Włożyła te
przypalone kamienie pod blachę ceglanej kuchni. Usiadła ciężko na kulawym
taborecie. - To który z wos synem kulasa Stefana, hę? - Andrzej kiwnął głową. -
O, podobny, podobny.- Babka podniosła kapkę lewy półdupek. Wsadziła pod tyłek
dłoń. Cicho zarechotało. Babka także zarechotała bezzębnymi, sinymi wargami. -
Tylko gówniorze, po palcu, tylko po palcu. Nie słychać tak! - Znowu zażabiała
krótkim śmiechem. Do wyjścia szykował się wysoki brunet z fryzjerskim, cienkim
wąsikiem nad górną wargą. - Społem, czołem, niebawem! - Rzucił mocnym głosem w
głąb kuchni. Tadek był odważniejszy. - Pani babciu, a co to znaczy to czołem,
społem, niebawem? - Babka spojrzała z ukosa. Przysunęła taboret bliżej nas.
- To czołem, to znaczy, że trzeba walić o ziemię łbem przed peperowcami. -
Dyskretnie oglądnęła się za siebie. - Społem to, osrołki, takie sklepy z
furażem, znaczy się z chlebem, syrem, mlikiem. - Poprawiła się na taborecie.
Myśleliśmy, że znowu da po palcu. Ale nie.
No, a to niebawem? - Tadek nie dawał za wygraną.
- A, to niebawem? - Babka chwilę namyślała się. - To niebawem, to pewnie znaczy,
że to wszystko "czerwone" wnetki jasny szlag trafi!
Co stało się z wyroczniową babką B., nie wiem. Pewnikiem babczysko pomarli. Po
jakimś czasie zlikwidowali to boczne wejście, a same drewniane domy po kolei
rozebrali. Za płotem wybudowano piękną szkołę i wysokościowe osiedle Sportowa.
Pasuje do resowiackiego otoczenia, a główne wejście na stadion z tartanową
bieżnią jest już od ulicy Wyspiańskiego. Na Bajorku ostało się jeszcze chyba ze
dwa domy, a Staroniwa Dolna dalej ma się dobrze.
|