RZESZÓW

  klub
strona główna
aktualności
informacje
prasa
wydarzenia
wywiady
  liga
kadra
terminarz
mecze
tabela
  historia
kronika
resoviacy
1905...
Rzeszów
artykuły
  www
e-muzeum
foto
linki
kontakt
księga gości
forum





 

 

 

  Nasz stadion na Staroniwie leży

Czołem, społem, niebawem! Kto to wymyślił? Reklamą czegoś to raczej nie było, ale gadali tak do siebie, może odpowiadali na pytanie, czy idziesz w niedzielę na "Maltę"?
Kiedy rzeszowska klasa pracująca odwaliła tygodniówkę, w niedzielne dopołudnie zaliczyła farny czy bernardyny, po jakimś tam obiedzie ruszała na "Bajorko", na ukochaną Resovię.
Główne wejście na stadion było od ulicy Krakowskiej, boczne od zarośniętych sadami drzewioków i niezbyt pachnącej rzeczki. Tam miała swoje siedlisko babka B. Ci z odłożonymi zaskórniakami, trzymanymi przed żonami w portkowych kondoniarkach, szli na stadion właśnie przez babkę, która trzymała trefną gorzałkę. Babka B. była wyrocznią nie tylko, co do wyniku meczu i łamania w kolanach czy krzyżu, ale także w sprawach pokątnego biznesu, tego lombardowego.
 


Jeden z ostatnich klimatycznych domów na Psiarnisku.
Przez lata mieszkał w nim Janusz, były piłkarz ręczny Wybrzeża Gdańsk.
Nad drzwiami wejściowymi od zawsze zatknięta była flaga rzeszowskich "Pasiaków"
foto: resoviacy.pl

W Staromieściu kole cmyntorza mieszkał mój zimny wujek Stefan W. Niby miał nogę, a niby nie miał. Jeździł na masywnej, bambusowej ladze, okutej dołem grubą blachą. Miał także drugą laskę, bardziej elegancką, do specjalnych poruczeń. Tę pierwszą nazywał bojową. To był fest wujo! W cywilu coś tam krawcował, ale z wojny została mu partzanckość. W Jugosławii znosił z gór rannych partyzantów, z podobnymi zjeżdżał na lodze po linie kolejki na Kasprowy. Przy tych strasznie odważnych opowieściach wuja Stefana samemu było się w ciemnym lesie, najwyższych górach, czuło się na sobie kilka karabinów, do tego maszynowych. Dorobił się wujo z żoną Julią dwóch synów Andrzeja i Staszka. Jędrek był moich roków, razem mieliśmy jedna chrzestną, ciocię Dusię.
Wuj w niedzielne popołudnie prowadził naszą trójkę na mecz. Syna Jędrka, Tadka Kwasa i mnie. Jako inwalida wojenno-partyzancki wchodził na bachę. Jakoś przemycał i nas. Zawsze zahaczał o babkę B. Nam kazał czekać przed chałupą, a sam szedł coś załatwić. Na zicher był umówiony z tymi zaśtrekowymi, którzy mieszkali jeszcze wtedy tłumnie na Bajorku, Staroniwie Dolnej i Psiarnisku.
Kiedy wuj znikał za rozłożystymi bzami, Jędrek wyjaśniał - stary poszedł golnąć jednego. Razu pewnego się wydarzyło, że babka osobiście zabrała nas do chałupy. Była bezdzietną gdową i pewnikiem żal się jej zrobiło nas, na czekaniu. W wielkiej kuchni gościna szła na całego.
- Smotrejcie, smotrejcie gówniorze na tych malciorzy! - Kibice siedzieli grupkami przy dwóch stołach i głośno gadając, cicho przepijali. - Za to, ze wy, osrołki, jeszcze nie pijecie, dom wom po racuchu. - Poczęstunek był twardy, przypalony i słony. Babce pewnie było żal wyrzucić na pole to mecyje, więc zrobiła dobry uczynek i poczęstowała gówniorzy. Już pierwszy kęs stanął nam w gardle. Babka uważnie nam się przypatrywała. - Cosik mi się te placki nie udały. Pewnie zapomniałam dać drożdżów. Oddejcie to! - zarządziła. Włożyła te przypalone kamienie pod blachę ceglanej kuchni. Usiadła ciężko na kulawym taborecie. - To który z wos synem kulasa Stefana, hę? - Andrzej kiwnął głową. - O, podobny, podobny.- Babka podniosła kapkę lewy półdupek. Wsadziła pod tyłek dłoń. Cicho zarechotało. Babka także zarechotała bezzębnymi, sinymi wargami. - Tylko gówniorze, po palcu, tylko po palcu. Nie słychać tak! - Znowu zażabiała krótkim śmiechem. Do wyjścia szykował się wysoki brunet z fryzjerskim, cienkim wąsikiem nad górną wargą. - Społem, czołem, niebawem! - Rzucił mocnym głosem w głąb kuchni. Tadek był odważniejszy. - Pani babciu, a co to znaczy to czołem, społem, niebawem? - Babka spojrzała z ukosa. Przysunęła taboret bliżej nas.
- To czołem, to znaczy, że trzeba walić o ziemię łbem przed peperowcami. - Dyskretnie oglądnęła się za siebie. - Społem to, osrołki, takie sklepy z furażem, znaczy się z chlebem, syrem, mlikiem. - Poprawiła się na taborecie. Myśleliśmy, że znowu da po palcu. Ale nie.
No, a to niebawem? - Tadek nie dawał za wygraną.
- A, to niebawem? - Babka chwilę namyślała się. - To niebawem, to pewnie znaczy, że to wszystko "czerwone" wnetki jasny szlag trafi!
Co stało się z wyroczniową babką B., nie wiem. Pewnikiem babczysko pomarli. Po jakimś czasie zlikwidowali to boczne wejście, a same drewniane domy po kolei rozebrali. Za płotem wybudowano piękną szkołę i wysokościowe osiedle Sportowa. Pasuje do resowiackiego otoczenia, a główne wejście na stadion z tartanową bieżnią jest już od ulicy Wyspiańskiego. Na Bajorku ostało się jeszcze chyba ze dwa domy, a Staroniwa Dolna dalej ma się dobrze.

Bogusław Kotula  - "Nie balim się Rzeszowa" (fragm.) | Rzeszów 2012 r.

 

 



















































 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

| ... do Rzeszów |

 
© 2006 | resoviacy.pl  serwis informacyjny CWKS Resovia Rzeszów | design by