-
Bardziej się jest zmęczonym po sezonie będąc piłkarzem, czy jako
trenerem?
- Gdy byłem zawodnikiem, po wszystkim
bolały kości. Teraz, po zjedzeniu tych nerwów, obciążona jest głowa,
czuje się zmęczenie psychiczne. Ale przede wszystkim jestem w tej chwili
bardzo zadowolony, bo osiągnęliśmy cel, choć ciśnienie, presja na wynik
były ogromne.
- Resovia dopięła celu, bo...
- Dużo mówią liczby. Wiosną straciliśmy
tylko 6 goli, w 11 meczach nie straciliśmy gola. Świadczy to o bardzo
dobrej grze nie tylko defensywy, ale i pozostałych formacji. Unieśliśmy
ciężar oczekiwań. Graliśmy efektywnie i nieprzypadkowo awansowaliśmy.
- Mając największy budżet w lidze,
Resovia mogła mieć szeroką kadrę. To się przydało.
- Owszem, bo przez opóźnienie rundy
wiosennej natężenie rozgrywek było bardzo duże. Aż 24 piłkarzy to
sytuacja komfortowa, ale ma i swoje pułapki. Bo jak tu pogodzić ambicje
każdego zawodnika.
- Doszły mnie głosy, że to się nie
udało.
- Wiem, że nie każdy był zadowolony ze
swojej roli w zespole. Starałem się jednak dokonywać wyborów
najkorzystniejszych dla drużyny. A czy były dobre, najlepiej wyjaśnia
wynik. Wygraliśmy sezon z przewagą 8 punktów nad drugim zespołem.
- Jednak Resovii, jak po maśle szło
tylko na początku sezonu.
- Kiedy rywale się zorientowali, że
Resovia jest faworytem, zmienili nastawienie w meczach przeciw nam.
Każdy sprężał się na lidera. Ale i tak w żadnym meczu przeciwnik nie był
od nas lepszy piłkarsko, nie stłamsił, nie zdominował nas. Z prawie
każdym mamy dodatni bilans bezpośredni, z kilkoma równy.
- Jak to jest z tymi sławnymi już
stałymi fragmentami gry. Trenujecie je dwa razy więcej od innych, czy po
prostu Wiesław Kozubek i Marek Kusiak są za dobrzy dla konkurencji?
- Bez solidnej pracy na treningach nie
strzelilibyśmy 24 goli w ten sposób. Do tego typu goli zaliczam też
karne. Staramy się wykorzystywać wszystkie możliwości, dlatego cztery
gole padły po wyrzutach z autu. Sami zawodnicy robią postępy.
Przypomina, że Wiesiek był w Resovii już wcześniej.
- Kiedy pan nauczy swoich piłkarzy
trafiać bezpośrednio z rzutów wolnych?
- (śmiech) Ćwiczymy i to, ale mamy mało
okazji w meczach. Wiadomo przecież, że preferujemy grę bokami. W tych
rejonach dochodzi do fauli. Zdobywamy tam rzuty wolne, rożne. Stamtąd do
siatki ciężko trafić. By mieć wolne sprzed szesnastki, potrzeba większej
kreatywności napastników, albo po prostu takich graczy, którzy umieją
się w odpowiedniej sytuacji przewrócić. Nie narzekam jednak. Mieliśmy
swój pomysł na grę i on się sprawdził.
- Nie wszystkim się ten pomysł podobał.
Ta krytyka za mało efektowny styl gry zawsze w powietrzu wisiała.
- Piłkarze czasem w szatni mówili
„trenerze, co jest, wygrywamy, mamy pierwsze miejsce, mamy najwięcej
goli, a tu ciągle pretensje”. Ja słucham krytyki, ale nie lubię
malkontenctwa. Są ludzie, którzy powinni się skupić na tym, by Resovia
jeszcze lepiej wyglądała pod względem organizacyjnym, zamiast bawić się
w krytykanctwo.
- Naprawdę nie da się efektowniej grać
na waszym boisku?
- Kto na nim grał, czy choćby sobie po
nim pochodził, ten wie, że jest to trudne. Ciężko o płynność gry. Zgoda,
wielkiej piłki było za mało, ale mam pytanie. Kto tak pięknie grał?
Przecież w całej III lidze gra opiera
się na cechach wolicjonalnych. Piłkarz, który przychodzi tutaj z wyższej
ligi bywa zaskoczony innym stylem. Z tego powodu kłopoty miał na
przykład Paweł Cygnar. Tak źle na tym boisku jednak nie graliśmy, skoro
przez półtora roku nikt tu nie potrafił z nami wygrać.
- Był taki moment, na początku rundy
wiosennej, po remisie z Avią, że szeptano już o zmianie trenera w
Resovii.
- Wiem o tym. Niektórzy mieli ochotę na
nowego trenera. Czas pokazał, że nic takiego nie było potrzebne.
Przypomnę z resztą z kim wtedy graliśmy. Z Górnikiem Łęczna, który tylko
z nazwy był III-ligowy. Potem już nigdy nie wystawił w rezerwach tylu
piłkarzy pierwszego zespołu. Remis z Avią nikogo nie zadowolił, ale to
był przecież także kandydat do awansu. Było ciężko, ale drużyna nie
pękła.
- Czy tego stresu w Resovii nie jest za
dużo? Dziwnie to wygląda, gdy piłkarze i trener są zdołowani po remisie.
- Resovia to nie jest pierwszy lepszy
klub i doskonale to wiedziałem, gdy tu zaczynałem pracę. Ciśnienie,
presja na wynik jest ogromna. Ale ja się nie skarżę. Piłka to moja
pasja, ja też zawsze chcę wygrywać.
- Jedynie z milszych chwil sezonu dla
pana, piłkarzy, kibiców Resovii to derby. Dlaczego wygrywacie ze Stalą
tak wysoko?
- Zachowam to dla siebie. Mnie tylko
śmieszy, że ktoś kto przegrał 1-4 i 0-3 twierdzi, że nie był słabszy.
Mówiąc ogólnie, potrafimy wyciągać wnioski. Jedni patrzą na Resovię, a
my koncentrujemy się na sobie.
- Po meczu z Tomasovią, który dał
Resovii awans, piłkarze śpiewali niezbyt pochlebne piosenki o Stali
Rzeszów. Pan też już wychował w sobie nienawiść do rywala zza miedzy?
- Absolutnie nie, ale derby chciałem
szczególnie wygrać. To dobrze, ze dochodzi do tych meczów, bo dodają
smaczku rywalizacji, zwiększają zainteresowanie całymi rozgrywkami.
Emocje są większe, na trybunach pojawia się tysiące kibiców.
- Rozumiem, że będzie pan kibicował
Stali w barażach o II ligę.
- (śmiech) Ja kibicuję tylko Resovii. A
jeśli Stal poradzi sobie w barażach, to znaczy, ze
czekają nas mecze, na które wszyscy w
Rzeszowie będą szczególnie czekać.
- Ekspresem do I ligi. Tak działacze
określają cele Resovii w przyszłym sezonie.
- Rozmowy o nowych rozgrywkach przed nami. Pieniądze w rozgrywkach nie
gwarantują sukcesu, czego przykłady otrzymujemy bez przerwy. Ale jeśli
Resovia ma dalej awansować, musi być jeszcze silniejsza organizacyjnie.
Mam tu na myśli choćby bazę treningową. Po prostu za ambicjami powinny
iść coraz większe możliwości.
|